O „Tatuażyście z Auschwitz” swojego czasu było niesamowicie głośno i nie chodzi tu tylko o promocję medialną wydawnictwa Marginesy. Pierwsza z cyklu powieść Heather Morris budziła spore kontrowersje i nawet osoby, które są umiarkowanie zainteresowane historią II Wojny Światowej uczestniczyły (przynajmniej jeżeli chodzi o polskich czytelników) w gorącej dyskusji. Przy okazji tamtego tytułu autorka twierdziła, że pomogła jedynie uporządkować i spisać wspomnienia Lale Sokołowa z czasu osadzenia w obozie. Prawda historyczna była jednak całkowicie inna. Jak to wygląda w przypadku kontynuacji?
„Podróż Cilki” to opowieść o młodej dziewczynie, którą Lale Sokolow poznał w Auschwitz i nazywał najodważniejszą osobą, którą kiedykolwiek poznał. Gdy w wieku 16 lat trafiła do obozu koncentracyjnego, prócz okrucieństwa tego miejsca, musiała znosić wykorzystywanie seksualne dwóch wysoko postawionych nazistów. Gdyby tego było mało w pewnym czasie stała się blokową kobiet, których było to ostatnie miejsce, gdzie odpoczywały przed śmiercią. Po wyzwoleniu obozu niestety zostaje skazana na 15 lat pobytu w łagrze znajdującym się w Workucie za kołem podbiegunowym. Powieść zawiera zarówno losy Cilki po wyzwoleniu z Auschwitz jak i retrospekcje dotyczące życia w Birkenau. Przed lekturą „Podróży Cilki” sięgnęłam ponownie po „Tatuażystę z Auschwitz” i udało mi się wyłapać wiele rozbieżności między tymi dwoma historiami. Czy wobec tego możemy wymagać od autorki trzymania się źródeł historycznych?
Heather Morris tworzy fabułę opierającą się o realną postać, czerpie z informacji, które udało jej się odnaleźć, ale należy pamiętać iż jest to jedynie inspiracja. Wstęp jasno określa: „jest to powieść i jako taka nie przedstawia wszystkich faktów z życia Cilki”. I choć interpretacja jest „luźna” to uważam, że rodzina bohaterki, o czym w wywiadach prasowych mówi jej pasierb George Kovach, może mieć wiele do zarzucenia autorce. Dwa ważne fakty z życia kobiety zostały spreparowane w taki sposób, że uwłaczają pamięci tej niezwykłej kobiety. O prawdzie historycznej można by było mówić bardzo wiele, jednak w tym tekście staram się skupić na fikcyjnej opowieści stworzonej na potrzeby tej książki. I muszę przyznać, że historia wydaje się momentami zbyt wyidealizowana, szczególnie gdy mówimy o wydarzeniach związanych z pobytem Cilki w łagrze. Jakkolwiek to paradoksalnie brzmi: w łagrze Cilce wszystko zbyt łatwo się udaje. Obserwujemy cukierkowe sceny przeciwstawione tym brutalnym dotyczącym życia innych łagierników. I gdy na własnej skórze pewnego dnia odczuła grozę tego miejsca to wyszła z tego obronną ręką, ale doszło do tego na jej własne życzenie.
Muszę przyznać, że wtrącenia w tekście opowiadające o losach kobiety w nazistowskim obozie o wiele mocniej przemawiają do mojej wyobraźni. Widzimy tu wyczerpanie grozą tego miejsca, najbardziej przejmująca i dobitnie pokazująca mechanizmy zagłady jest dla mnie scena próby uratowania własnej matki, gdy trafia ona na blok 25. Te ostatnie chwile wyciskają łzy podczas lektury i muszę przyznać, że Morris wie jak stworzyć tekst docierający do najgłębszych warstw człowieczeństwa. Szkoda, że nie trzyma się w powieści jednej konwencji… Cilka musi przez lata żyć z wyrzutami sumienia, które zostały w nią wtłoczone przez nieludzkie zachowania, których była świadkiem. W rozmowie z Jeleną próbuje nazwać swoje uczucia: „Ja po prostu chcę żyć. Należy mi się ból, z którym budzę się każdego ranka, wiedząc, że ja żyję, a moja rodzina nie. Ten ból jest moją karą za przetrwanie i muszę go czuć, muszę nim żyć.” Ale to jest nie jedyna kara, z która musi sobie radzić: jej życie będzie już na zawsze naznaczone wstydem. W powieści Cilka trafiając do łagru próbuje chronić powód dlaczego przetrwała w Auschwitz.
Heather Morris stara się w swojej książce zawrzeć bardzo dużą ilość kontrowersyjnych (do tej pory) tematów. Przekształca życiorys Cilki Klein w taki sposób, by pasowało to do jej wizji i nie zamierzam poddawać w tym tekście tego zagadnienia pod dyskusję. Coraz więcej mówi się o wykorzystywaniu seksualnym podczas wojny przez oprawców. Cilka starała się z tym radzić w sposób bierny, odcinając się psychicznie od wydarzeń, które były jej udziałem. I obserwujemy jako czytelnicy tę próbę wyparcia wspomnień, lecz nie jest to łatwe gdy, musiała mierzyć się z oceną innych kobiet. Dalej istnieje ten wstyd bycia ofiarą i przetrwania przez to w piekle obozu, ta walka ze stereotypami zamyka kobiecie usta. I moim zdaniem najgorsze jest to, że Cilka ze strachu przed oceną, dała się zastraszyć w łagrze. I wiem, że nawet jeśli realna Cilka nie musiała się z tym mierzyć, to jest to historia wielu prawdziwych kobiet, które były wykorzystywane podczas wojny. Temat ważny, ale warto poczytać o tym raczej reportaże (choć to nie jest „na nerwy” każdego czytelnika).
Jest jeszcze jeden element, o którym chciałabym wspomnieć o wiele rzadziej poruszany w narracji mówiącej o łagrach. Prócz zimna, wycieńczającej pracy w niezwykle ciężkich warunkach i przytłoczenia wieloletnimi wyrokami łagrownicy musieli mierzyć się z białymi nocami. Workuta ze względu na swoje położenie geograficzne, stanowiła wyzwanie dla osób zwożonych z różnych części Europy. Przez letnie miesiące, gdy w nocy nie zapadają całkowite ciemności, przy wielogodzinnej ciężkiej pracy osadzeni nie mogli liczyć na nocny odpoczynek. Depresja, wycieńczenie i brak zrozumienia ze strony własnego organizmu. Autorka dała tylko wycinek konsekwencji zamknięcia w takim miejscu. Czy wyroki nie były wystarczającą karą niewspółmierną do winy łagrowników? To wręcz osobny temat do rozważenia.
Czy warto sięgnąć po „Podróż Cilki”? Moim zdaniem tak, szczególnie po to, by wyrobić sobie własne zdanie. Dla mnie to jest nieźle skonstruowana powieść inspirowana wydarzeniami historycznymi, przy czym należy pamiętać, że nie jest to reportaż ani opowieść oparta na sprawdzonych faktach. O wiele lepiej by to wypadło w opinii publicznej, gdyby Heather Morris nie powoływała się na losy prawdziwej osoby, lecz jako pisarka miała do tego prawo. Dla mnie życie Cilki do momentu wysłania do łagru jest o wiele lepiej skonstruowane, bardziej obrazowo przemawiające do czytelnika. Jej łagrowa historia jest zbyt nierealna, dotykająca wszystkich wokół, a jakimś „cudem” omijająca naszą bohaterkę. Powieść czyta się wartko, momentami okrucieństwem przyprawia o dreszcze i wyciska niekontrolowane łzy. Heather Morris pisze sugestywnie i jeżeli bardziej by się przyłożyła do poszukiwań na etapie researchu byłabym bardziej usatysfakcjonowana lekturą.
Tytuł: Podróż Cilki
Autor: Heather Morris
Tłumaczenie: Kaja Gucio
Wydawnictwo: Marginesy
Ilość stron: 400
Data wydania: 15 stycznia 2020