Tym razem próbowałam zmierzyć się z powieścią, która dla wielu stała się manifestem. „Szklany klosz” Sylvi Plath jest wciąż aktualny, pełen tematów do omówienia i wątpliwości, które targają czytelnikami. Jednak po interpretacje lepiej sięgać dopiero po lekturze, ponieważ warto zbadać jakie odczucia zostaną w nas po spotkaniu z Esther Greenwood.
„Szklany klosz” Sylvi Plath jest zaliczany do powieści kultowych, moim zdaniem nie tylko przez swoją uniwersalność, ale też autobiograficzny wydźwięk tej pozycji. Publikacja nastąpiła w 1963 roku, zaś miesiąc później autorka popełniła samobójstwo (które przez swoją formę wpisało się głęboko w powszechną świadomość). Sam utwór był pierwotnie wydany pod pseudonimem Victoria Lucas, ponieważ autorka czuła potrzebę ochrony swojej matki przed wstydem związanym z historią rodzinną zawartą w „Szklanym kloszu”.
Sylvia Plath zmagała się z zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym, co w latach 50. i 60. XX wieku było głównie leczone za pomocą terapii elektrowstrząsami. Niezrozumiana, wielokrotnie poddawana hospitalizacji w szpitalach psychiatrycznych, podejmowała liczne próby samobójcze. Taka była autorka powieści, której treść do dziś budzi sporo kontrowersji.
W „Szklanym kloszu” poznajemy Esther Greenwood, która została wybrana na miesięczny staż w miesięczniku dla kobiet mającym siedzibę w Nowym Jorku. I ten opis niekończących się propozycji, bankietów, spotkań towarzyskich okaże się początkiem końca. W powieści jest to jedna z trzech części, ale reszta jest tylko konsekwencją chwil, które czytelnik przeżywa wraz z tą młodą dziewczyną. Drugi etap to zagubienie w rodzinnym domu, niemożność pisania, życia, dokonywania wyborów, co prowadzi do prób samobójczych i pobytów na oddziałach psychiatrycznych. Z każdą kolejną stroną dostrzegamy rozpędzającą się i zwiększającą kulę, która przytłacza coraz bardziej naszą bohaterkę.
W moim odczuciu „Szklany klosz” jest powieścią o poszukiwaniu swojego miejsca wśród natłoku oczekiwań innych osób. To, z czym zmaga się Esther jest niezwykle uniwersalne, pomimo głębokiego osadzenia bohaterki w realiach lat 50. Dlatego powieść dalej przemawia do niezliczonej masy młodych ludzi, jednak nie przynosi nikomu gotowych odpowiedzi. Bo sama autorka ich nie miała, pogubienie towarzyszyło im obu i niezależnie jak bardzo chcielibyśmy wierzyć w szczęśliwe zakończenia to życie weryfikuje wszystkie drogi.
Esther przekazuje nam tragizm presji społecznej, gdzie kobieta jest zmuszana do wpasowania się w role od lat utrwalone jako jedyna słuszna droga. A co jeśli brakuje instynktu macierzyńskiego, nie chce się wychodzić za mąż i spełniać zachcianek innych ludzi? Jeśli droga zawodowa, która miała być naturalną konsekwencją wszystkich podjętych wcześniej działań, nagle staje się bezwartościowa? Co jeżeli nagle znika wszystko, co dotąd pewne i znane?
„I tak stałam i karmiłam nocny wiatr moją garderobą, sztuka po sztuce. Jak popioły drogiej zmarłej osoby, nędzne strzępy mojej niedawnej świetności ulatywały w dal i padały na chybił trafił, nie wiadomo gdzie, w głąb dalekiego niewidzianego serca miasta.”
Wiele z nas może się utożsamić z problemami tej młodej kobiety, ale jej nie udało się odnaleźć na nowo. Bo strach przed dokonaniem złego wyboru sprawił, że nie dostrzegła dla siebie już żadnego wyboru. Jej cierpienie kryło się w najmniejszych cząstkach codzienności, wszystko ulatywało i czuła w sobie coraz większą pustkę.
Dlaczego historia Esther tak mocno zakorzeniła się w naszej kulturze? Skąd tak wiele odczytań tej przecież z pozoru prostej historii? Myślę, że „Szklany klosz” pozwolił usłyszeć głos, który był dotąd tłumiony, odsuwany od ogólnego dyskursu. I nie tylko mowa tu o roli kobiet w społeczeństwie, ale przede wszystkim zaburzeń psychicznych. Leczenie, źródła, reakcje otoczenia, samo zachowanie osób zmagających się z problemami. Powieść zmusza do wyrwania się z własnych przekonań i spojrzenia pod innym kątem.
Tytuł: Szklany klosz
Autor: Sylvia Plath
Tłumaczenie: Mira Michałkowska
Wydawnictwo: Marginesy
Ilość stron: 344
Data wydania: 23 stycznia 2019