Zachwycająca i nieprzesłodzona powieść Jean E. Pendziwol


Książki / poniedziałek, 9 lipca, 2018

Jeśli ktoś sądzi, że powieści obyczajowe są nudne, to znaczy że nie czytał „Córek latarnika” Jean E. Pendziwol. Jest to pierwsza książka autorki skierowana do dorosłych i czuć ogrom pracy włożony w sprostanie oczekiwań odbiorców. Powieść jest niezwykle magiczna, ale zarazem potrafi być brutalna i do szpiku kości prawdziwa.

W powieści miesza się współczesność i teraźniejszość, a to za sprawą tajemnicy, którą staramy się rozwikłać na kolejnych stronach. Co łączy zbuntowaną nastolatkę objętą procesem resocjalizacyjno-readaptacyjnym z Elizabeth Livingstone, kobietą która powoli traci wzrok i mieszka w Północnym Domu Spokojnej Starości? Córki latarnika, wokół których życia toczy się znaczna część tej powieści, to siostry Emily i Elizabeth Livingstone. Nasza nastolatka czyta na głos dzienniki ich ojca i wraz z Elizabeth stara się rozwikłać rodzinne sekrety, które zbliżają do siebie Morgan oraz pensjonariuszkę.

Siostry Livingstone wychowały się na Wyspie Pofirowej, gdzie ich ojciec pełnił funkcję latarnika. Główna bohaterka przez większość czasu opiekuje się siostrą, która od zawsze odstawała od reszty rodzeństwa. Współcześnie byśmy określili Emily jako w pewnym stopniu opóźnioną umysłowo, lecz lata 20. i 30. nie znały jeszcze tego pojęcia. Jej zachowanie było akceptowane jedynie przez siostrę i ojca, ale to właśnie Elizabeth pozwalała jej na swój sposób obcować ze światem. Sama tak opowiadała o siostrze: „Widzisz, moja siostra była niezwykła, nie pasowała do ówcześnie obowiązujących norm. Początkowo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dla mnie była po prostu Emily, piękną cudowną , milczącą Emily, moją siostrą, bliźniczką, moim przedłużeniem – aż do pewnej nocy, gdy podsłuchałam rozmowę między naszymi rodzicami, która odmieniła moje życie. To właśnie tam tkwią korzenie tej historii.” Wszystko w tej powieść zdaje się splatać, ale jak bardzo ta historia jest skomplikowana, dowiadujemy się podczas ostatecznego finału. Wtedy też dostrzegamy znaczenie pewnych słów, rzuconych niby mimochodem.

Życie na wyspie dla rodziny Livingstone nie było na pewno sielanką. Praca latarnika to ciągłe czuwanie nad bezpieczeństwem ludzi na statkach. Szalejące sztormy uczą pokory wobec natury, zaś akcje ratownicze, w których uczestniczył najpierw latarnik,a potem jego córka wraz z pomocnikiem niosą ze sobą bardzo wiele grozy. Choć odcięci w pewien sposób od świata, nie są w stanie wymknąć się wojnie, zarazom oraz rodzinnym tragediom. Trzeba jednak przyznać, że autorka w umiejętny sposób żongluje nastrojami, dzięki czemu nie czujemy się przytłoczeni. Ponadto przyroda nie stanowi jedynie tła dla przygód bohaterów, ale pozwala nam ich lepiej zrozumieć.

Od Emily uczymy się spokoju, spojrzenia na otaczający świat i zatrzymania się w danej chwili. Ta niezwykła dziewczyna potrafiła żyć „tu i teraz”, zaś współcześni uczą się tej umiejętności od nowa. Kto z nas potrafi przyglądać się kwiatom godzinami albo błądzić bez mapy po terenie wyspy? Była nierozerwalnie związana z przyrodą i tylko ze zwierzętami (i siostrą) potrafiła odnaleźć wspólny język. Choć patrząc z szerszej perspektywy jej rysunki były pomostem do kontaktu ze światami, w których żyła. Elizabeth poświęciła dla siostry więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, ponieważ doceniała więź między nimi i talent siostry, choć traktowała to jak coś naturalnego. Jej determinacja była wręcz nieograniczona i tylko jeden raz zapragnęła odciąć się choć na chwilę od siostry, lecz kosztowało ją to potem zbyt wiele.

Morgan, która przebywa początkowo przymusowo w Domu Spokojnej Starości, ulega fascynacji historią opowiadaną przez Elizabeth, a wzbogaconą dziennikami jej ojca. Ponadto historia zdaje się jakoś splatać z rysunkami, które nosi w futerale od skrzypiec, a które są jedną z niewielu pamiątek po jej dziadku. Gdy dostrzega w dzienniku oraz oprawione w ramki rysunki, tak niesamowicie podobne do swoich, nie może się powstrzymać by poznać tajemnice kryjące się za nimi. Skrzypce i rysunki to elementy układanki, które nie tylko Morgan zaprzątają myśli. Gdy staruszka słyszy melodie graną przez dziewczynę, zaczynają się przed jej oczami pojawiać obrazy z przeszłości.

Pendziwol stworzyła niesamowitą powieść przenoszącą nas nad Jezioro Górne, czujemy na skórze ostry powiew wiatru, szukamy wzrokiem światła latarni, ogarnia nas przerażenie podczas sztormów próbujących pochłonąć kolejne statki. Przyroda w tej powieści nie jest tylko tłem do wydarzeń, obmywa nas niczym woda na plaży, ale też każe śledzić wędrówki dzikich zwierząt, takich jak lisy i wilki. Jestem pewna, że będę wracać albo do całej powieści, albo do jej fragmentów i odkrywać za każdym razem niezwykłość tych wydarzeń i opisów.

Polecam „Córki latarnika” Jean E. Pendziwol nie tylko dla miłośników sióstr Brontë i Jodi Picoult (jak poleca adnotacja na okładce „Publishers weekly”), ale dla każdej osoby pragnącej nieszablonowej powieści obyczajowej. Powieść zachwyca i pozostaje w pamięci długo po lekturze, skłania do analizy poszczególnych wątków, bo Pendziwol nie przedstawiła „jedynej słusznej drogi”. W tej pozycji uwielbiam emocjonalność, która nie jest cukierkowa i sztuczna, ale prawdziwa jak sztrmy szalejące w każdym z nas od czasu do czasu.

Tytuł: Córki latarnika

Autor: Jean E. Pendziwol

Wydawnictwo: Świat Książki

Ilość stron: 336

Data wydania: 31 stycznia 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *